„Moje szczęście nie jest środkiem do żadnego
celu. Ono samo w sobie jest celem. Samo w sobie jest zamierzeniem. Nie jestem
też narzędziem do użytku innych. Nie jestem służącym ich potrzeb. Nie jestem
bandażem na ich rany. Nie jestem ofiarą na ich ołtarzach. Jestem człowiekiem.
Cud mego istnienia jest moim, aby go posiadać i trzymać, moim, aby go pilnować,
moim, aby go używać, moim, aby przed nim klęczeć! Nie oddam moich skarbów ani
ich nie rozdzielę. Fortuna mojego ducha nie będzie rozmieniona na monety z mosiądzu
i rzucona na wiatr jak jałmużna dla ubogich duchem. Dopilnuję moich skarbów,
mojej myśli, mojej woli, mojej wolności. A wolność jest z nich największym. Nie
jestem dłużnikiem mych braci ani ich wierzycielem. Nikogo nie proszę, aby żył
dla mnie, ani ja nie będę żył dla innych. Nie pożądam żadnej ludzkiej duszy ani
moja dusza nie należy do nich, by jej pożądali. Nie jestem wrogiem ani
przyjacielem moich braci, lecz dla każdego z nich tym, na co sobie zasłużył. I
aby zyskać moją miłość, moi bracia muszą zrobić więcej niż tylko się narodzić.”
(Ayn Rand
- z książki Hymn)
Żyjemy obecnie w XXI wieku, w czasie, w którym
jesteśmy w stanie hodować ludzkie organy, konstruować bioniczne kończyny,
eksplorować dotychczas nieznane środowiska (kosmos, dna oceanów), natomiast
same tajemnice wszechświata przestają być dla nas niezrozumiałe i coraz
szybciej ten mrok niewiedzy zostaje zastąpiony światłem nauki (odkrycie bozonu
Higgsa, misja Planck). Pomimo jednak istnienia wielu hipotez poprawy
jakości naszego życia i sprawienia aby było harmonijnie wkomponowane w
krajobraz historii Ziemi, wciąż nie możemy uporać się z problemami dręczącymi
ludzkość od dawna. Jednymi z owych współczesnych, społecznych problemów
cywilizowanych krajów są eutanazja, in –vitro i homoseksualność.
Ostatecznie
życie każdego z nas, jako jednostki jest skazane na porażkę. To, co czeka na
każdego, to śmierć. Wiele osób ma etyczne wątpliwości czy można choremu
człowiekowi pozwolić wybrać między życiem a śmiercią. Nie wiadomo czy inny
człowiek ma obowiązek pomóc takiej osobie w „samobójstwie”. Jaką więc wartość
ma dla nas życie?
In
– vitro (łac.: w szkle), to proces biologiczny przeprowadzany w labolatorium -
my ujmiemy go jako metodę leczenia bezpłodności. Jednak dlaczego jest to dla
niektórych tak kontrowersyjny temat? Czy spory wokół wprowadzenia metody in –
vitro są uzasadnione? Czy oponenci rzeczywiście dysponują sensownymi
argumentami? Być morze socjobiologiczny punkt widzenia jest w stanie rozwiązać
spór.
Homoseksualizm
to zjawisko szeroko występujące w przyrodzie np. u naszych bliskich krewnych w
sensie filogenetycznym, czyli szympansów bonobo
(Pan paniscus), gdzie jak wykazują badania, 75% aktów seksualnych to akty
homoseksualne. Dlaczego jednak panuje „moralny” problem kontaktów
homoseksualnych w ludzkich społecznościach? Czy człowiek nie ma prawa wyboru
swoich preferencji seksualnych?
Wydaje
się, że dotychczasowe metody nie przynoszą odpowiedzi na te pytania. Może
należy odebrać Etykę z rąk humanistów i filozofów i przekazać ją biologom, tak,
jak wspomina o tym Edward Osborne Wilson?
"Socjobiologia to rozciągnięcie
darwinizmu na badania zachowań. Usiłuje ona pokazać, w jaki sposób grupy
społeczne przystosowują się, dzięki ewolucji, do swego środowiska i jak
ewolucja wycisnęła swoje piętno na zachowaniu gatunków egzystujących obecnie na
Ziemi".
(Dorozynski)
Aby zrozumieć istotę socjobiologii należy
wiedzieć, że każde zachowanie ma swe genetyczne podstawy, oraz, że typy
zachowań ewoluowały pod wpływem środowiska, w którym żyli nasi przodkowie (co
wynika z powyższej definicji Dorozynskiego). Daje nam to możliwość wniknięcia
głęboko w ludzką naturę oraz naturę naszych genów. Pomaga wyjaśnić ich genezę,
choć niektórym odbnażenie człowieka z wszelkich tajemnic jest nie na rękę.
Jaki punkt widzenia prezentuje sobą
współczesna etyka i dlaczego nie może znaleźć rozwiązania między innymi dla
eutanazji, in vitro i homoseksualności?.
Czym jest jednak etyka - to nauka o
moralności, to naukowa refleksja nad moralnością. Etyka szuka między innymi
racjonalnych odpowiedzi i rozwiązań (co samo w sobie sugeruje potrzebę
sięgnięcia po zdobycze nauk przyrodniczych). Problemy etyczne to dylematy,
które wydają się wynikać z różnego pojmowania norm moralnych (czyli ogólnych zaleceń
co jest dobre, a co złe), co samo w sobie zaczyna stanowić problem i pozwolę
sobie na stwierdzenie, że współczesna etyka powinna zmienić swoją formę na co
już ma wpływ biologia. Mowa tutaj o
bioetyce będącej odrębną dyscypliną naukową powstałą w wyniku refleksji prof Van
Rensselaera Pottera (1911-2001), nad skutkami i przebiegiem współczesnej rewolucji
naukowej i technicznej.
I.
Eutanazja
„Czy jest coś gorszego niżeli
śmierć? Życie, jeśli pragniesz umrzeć”
(Seneka Młodszy)
Etymologia
słowa eutanazja sięga antycznej Grecji, kiedy to Menandr w IV w. p.n.e. nadał znaczenie terminowi "euthanatos",
określając go jako "łatwą śmierć", będącą efektem posiadania dystansu
do własnego życia. Współcześnie eutanazja jest dzielona na ortonazję, czyli
zaniechanie dalszego leczenia pacjenta lub podtrzymywania go przy życiu, oraz
na czynną pomoc takiej osobie w popełnieniu samobójstwa, tak zwane zabójstwo z
litości.
Etyczne uzasadnienie stosowania eutanazji ma swoich
zwolenników: człowiek ma prawo do godnej śmierci, ulgi w cierpieniu, czy wręcz
prostego uszanowania woli. Równie silną grupę stanowią przeciwnicy - głównie
osoby religijne, sądzące, że życie to największy dar od boga, bądź takie, które
uważają życie za nadrzędną wartość (jestem ciekaw jak to się odnosi do innych
organizmów?). Ten konflikt etyczny bierze się tak jak i inne poruszane tutaj
problemy z powodu posiadania różnego „kręgosłupa moralnego” i z pewnością nie
można powiedzieć, która ze stron ma „lepsze” podstawy moralne. Taki konflikt można, moim zdaniem, w
demokratycznym państwie rozwiązać za pomocą referendum. Wciąż jednak nie
przynosi to odpowiedzi na pytanie, czy Eutanazja jest moralnie dobra czy zła. Czy
nauki biologiczne są w stanie wnieść do dyskusji jakieś racjonalne argumenty?
Tylko człowiek potrafi wznieść się ponad prawa
przyrody, może oderwać się od konkretności życia, może wybrać nawet własną
śmierć.
(Antoni
Kępiński)
Biologiczne argumenty dotyczące eutanazji mogą być częściowo
związane z eugenika (podobnie jak aborcja czy in - vitro). W przypadku osób
młodych cierpiących na poważne choroby powodujące wiele bólu i to nie tylko
osobie chorej ale także jego bliskim, czy też choroby umysłowe nie pozwalające
ludziom normalnie funkcjonować, może dojść czasami do zjawiska dyspersji ich
„wadliwych” genów dalej i spowodować ruch błędnej, niekończącej się spirali
agonii. Jednak eugenika nie jest rozwiązaniem – w populacji dochodzi przecież do
cyklicznego odtwarzania wadliwych genów, na skutek zrównoważonego polimorfizmu
(zmiana w genomie zbyt częsta by mówić o mutacji). Moim zdaniem nie da się więc
zastosować eugeniki jako argumentu ze strony „biologicznej” (na skale całej
populacji).
Ciekawą odpowiedź przynosi nam także teoria altruizmu,
zjawiska polegającego na zmniejszeniu szansy przekazania swoich genów kosztem
jej zwiększenia u innego osobnika (poprzez pomoc). Istotną kwestią w tym
przypadku jest średni spodziewany czas życia - pozwala on danemu osobnikowi na
podjęcie jak najlepszej decyzji odnośnie dokonania altruistycznego czynu. I tak,
u dzieci, które mają dłuższy spodziewany czas życia niż rodzice, każdy
altruistyczny czyn na rzecz rodziców działałby na swoją niekorzyść. Powodowałby
to bowiem „samopoświęcenie” się na korzyść osobników, którym nie pozostało już
wiele czasu do życia, kosztem swojego dostosowania. Zasada ta działa odwrotnie
w odniesieniu do altruizmu rodzicielskiego, gdzie czyn oparty na obliczeniach
średniego spodziewanego czasu życia dokonanego wobec swoich potomków przynosi
dużą korzyść.
Przejdźmy jednak do argumentu związanego z doborem
(selekcją). Chciałbym napisać o eutanazji z punktu widzenia „doboru grupowego”,
jednak wprowadzanie takiego typu selekcji jest dość kontrowersyjne, skupię się więc
na innym „doborze”. Jak wiadomo, jedyną jednostką nieśmiertelną są geny i to z
ich "perspektywy" należałoby popatrzeć na zagadnienie eutanazji. W ewolucyjnej
skali czasu mierzącej setki, tysiące czy też miliony lat, nikt nie przejmuje
się losem pojedynczych osobników. Istotne jest za to, jak poradzą sobie
pojedyncze geny, które się utrwalą i będą przekazywane dalej. Według Hamiltona,
aby osiągnąć sukces, organizm nie musi bezpośrednio płodzić potomstwa - jest
bowiem duża szansa, że część genów danego organizmu istnieje również u
spokrewnionych z nim osobników. Wystarczy więc, że zwiększy on reprodukcje
swoich genów poprzez pomoc rodzeństwu, kuzynom czy innym krewniakom. Chodzi
tutaj o dobór krewniaczy działający na zasadzie dostosowania łącznego (zasada
Hamiltona). Osoba ciężko chora wymagająca stałej opieki medycznej, skazana na
leżenie w łóżku do końca życia, stanowi dla swoich bliskich istny pochłaniacz czasu
i pieniędzy, które mogliby wykorzystać np. na wychowywanie rodzeństwa czy
potomków (zdarza się, iż rodzina traktuje chorego wręcz jak ciężar). Należałoby
zwrócić także uwagę, że chora osoba poddająca się eutanazji może na tym akcie znacznie
więcej zyskać niż stracić – poprzez pryzmat swoich genów. Moim zdaniem te
biologiczne argumenty mogą stanowić poważną siłę w dyskusji na temat eutanazji.
J. B. S. Haldane mówił: „oddałbym życie za 2 braci albo 8 kuzynów”, i tym
sposobem zapewniłby swoim genom przetrwanie na takim poziomie, jakby sam był
ich nosicielem.
II.
In vitro
Dzieci są czymś, czego pragniemy albo nie
pragniemy. To śmieszne nazywać przeznaczeniem coś, co płynie z
mechaniczno-fizjologicznego przypadku, to niegodne współczesnego człowieka.
(Max
Frisch)
Temat pozornie bardzo prosty i jasny, w końcu
służy ‘leczeniu’ bezpłodności i tym samym pozwala ludziom cieszyć się z
posiadania potomstwa. Dzieci, które rodzą się w ten sposób niczym nie różnią
się od przeciętnego Kowalskiego (wbrew zapewnieniom niektórych kapłanów,
usilnie przekonujących do tego w mediach). Dodatkowo, państwo czerpie korzyści
ekonomiczne dzięki zwiększaniu liczby swoich obywateli – szacuje się, że na
świecie istnieje obecnie 3,5 mln ludzi urodzonych dzięki in vitro. Jednak są
osoby będące przeciwko tej metodzie i są to najczęściej, o ile nie tylko, osoby
związane z jakimś ruchem religijnym - w przypadku Polski jest to
Chrześcijaństwo.
Zacznijmy
jednak od tego, na czym polega in vitro i dlaczego jest to tak kontrowersyjne z
punktu widzenia osoby „wierzącej”. Ta
metoda zapłodnienia polega na doprowadzeniu do połączenia komórki jajowej i
plemnika w warunkach laboratoryjnych poza żeńskim układem rozrodczym. Zarodki
uzyskuje się dzięki zdalnie sterowanej hormonalnie owulacji i pobraniu komórek
jajowych. Następnie łączy się je z plemnikami i tak uzyskane zarodki implementuje
się w macicy. Jeżeli uda się im zagnieździć, to reszta ciąży przebiega tak samo,
jak w każdym innym przypadku. Pierwszym problemem dla ludzi wierzących jest
więc fakt, że cały akt, jak by to nazwać, „poczęcia”, odbywa się poza ciałem
ludzkim. Żeby wyjaśnić wszelkie
wątpliwości, metoda ta nie powoduje, iż osoba taka jest głupsza, słabsza czy w
jakikolwiek inny sposób uszkodzona. Ba! Nie ma nawet racjonalnych podstaw, aby
tak sądzić. Jedynie silny stres spowodowany przez warunki społeczne i ekonomiczne
takiego zapłodnienia wywarte na parze mogą być problemem. Kolejnym, z pozoru, negatywnym
aspektem może być zbyt duża ilość uzyskanych zarodków, czyli grupy od 6 do 8
komórek, które następnie przechodzą przez selekcję lekarza zanim część z nich trafi
do macicy. Otóż taka selekcja prowadzona przez lekarza pozwala na wykluczenie
wielu niebezpiecznych chorób genetycznych np aneuploidii
chromosomalnych czy translokacji chromosomowych i to w bardzo wczesnym etapie,
bo jeszcze przed ciążą. Zakaz diagnostyki preimplementacyjnej jest jak
zakaz badań prenatalnych - naraża rodziców na cierpienie z powodu poronienia
przez wady genetyczne płodu. Ponadto sugeruje się, że część zarodków pozostała
po procesie zapładniania komórki jajowej, które nie zostały wprowadzone do
macicy są zabijane (o ile można to powiedzieć o kurczaku lądującym na stołach
to nie powiedziałbym tego o ludzkim zarodku). Nie są także przekazywane do badań,
są po prostu zbyt cenne dla rodziców czy też innych par starających się o
dziecko, a nie będących w stanie zdobyć własnych zarodków. Są one zamrażane i
faktem jest, że część zarodków, tych 8 komórkowych organizmów nie jest w stanie
rosnąc po rozmrożeniu, jednak nikt ich umyślnie nie zabija. W każdym więc razie
argumentem przeciw in - vitro osób „wierzących” jest właśnie ten martwy
odsetek zarodków. Nikt z nich jednak nie bierze zapewne pod uwagę, do jakiej
liczby niekontrolowanych, samoistnych, wczesnych poronień dochodzi u każdej
pary. Jednak wracając do meritum, jak na problem in vitro można spojrzeć przez
pryzmat socjobiologii?
„To my jesteśmy żyjącą
planetą, Zosiu! To my jesteśmy wielką łodzią, żeglującą przez wszechświat wokół
płonącego słońca. Ale każdy z nas jest także łódką, która żegluje przez życie z
ładunkiem genów. Jeżeli przewieziemy ten ładunek do następnego portu, to
znaczy, że nie żyliśmy na próżno.”
(Jostein Gaarder - z książki Świat Zofii)
Po
pierwsze, metoda in vitro pozwala ludziom z niej korzystającym na zapewnienie
przetrwania swoim kopiom genów. Gen, jako najważniejsza jednostka dąży do
uzyskania jak największej ilości swoich kopii. W ludzkim organizmie geny tworzą
wspólnie „maszynę przetrwania”, która dzięki ich współpracy dąży do jak
największego rozprzestrzenienia kolejnych kopii swojego genu. Należałoby wziąć
pod uwagę, że geny te w takiej „maszynie przetrwania” również rywalizują między
sobą i starają się zwiększyć szansę powielenia siebie samego (genu), a nie
innego genu w tym samym organizmie. Geny, które tracą możliwość swojego
powielenia przez „gen(y) bezpłodności” mogą dzięki in vitro wciąż tworzyć swoje
kopie. Pierwsza implikacja płynąca z powyższego stwierdzenia, to moralny
obowiązek niewyrządzenia genetycznej szkody swojemu potomstwu (przekazywanie
wadliwych genów np. bezpłodności). Jednak w równym stopniu dotyczy to każdego z
nas. Patrząc na możliwość powielania swoich kopii (zapewnionej dzięki in –
vitro) poprzez interes genów, nie powinna nikogo dziwić możliwość niezwracająca
uwagi na wyznanie czy też koszty ekonomiczne. Oczywiście z drugiej strony
ludzie stosują tabletki antykoncepcyjne, zabezpieczenie czy też aborcję aby
ograniczyć dyspersje własnych genów, ale to temat do poruszenia przy innej
okazji. I mimo, iż w kraju, gdzie 9 na 10 obywateli deklaruje się jako osoba
wierząca - temat o in – vitro ma bardzo dużo zwolenników.
Socjobiologicznym
argumentem przeciw in vitro jest prosta zależność związana z ilością dóbr. Jak
wiemy, na Ziemi panuje ograniczona ilość dóbr (np. energii). Więc im więcej
osobników będzie konkurować o dany zasób tym będzie go mniej (wraz z całą idącą
za nim ekonomiczną implikacją). Jak wspomniałem na początku, dzięki metodzie in
vitro żyje obecnie ok 3,5 mln ludzi. Stanowi to niemałą grupę, którą trzeba wyżywić,
bo głównie pod tym względem chciałbym nakreślić ten problem. Jak powszechnie
wiadomo liczba ludności rośnie w sposób geometryczny, natomiast ilość żywności
arytmetycznie. Sugeruje to, że produkcja żywności nie nadąża za coraz większą
liczbą osobników w populacji prowadząc systematycznie i nieuchronnie do klęski
głodu (może być to również argumentem w dyskusji
o eutanazji). Teorię taką zaproponował T. Malthus w 1798r pod nazwą „statycznej teorii zasobów”
albo ”teorii głodu Malthusa”. Nasze geny nie mają zamiaru dzielić się
zasobami z innymi genami, szczególnie, że ilość takich zasobów jak pożywienie
czy też energia jest ograniczona. Istnieją jednak całkiem racjonalne kontrteorie
np. „model boserupiański”, gdzie dzięki
nowoczesnym technologiom, ilość żywności może rosnąć szybciej niż ilość
osobników w populacji. Na koniec należałoby jednak dodać, że powyższe „maltuzjańskie”
rozważania dotyczą wszystkich ludzi, a nie tylko ludzi poczętych za pomocą
metody in vitro, nie mogą więc one stanowić tak istotnego argumentu, jak
argument potrzeby powielania własnych kopii genu. Innymi słowy należałoby
uznać, że in vitro daje jedyną możliwość utworzenia swoich kopii genom
znajdującym się w „bezpłodnym organizmie” i z punktu ich widzenia metoda ta
jest istotna w utrzymaniu swojej nieśmiertelności (aczkolwiek dotyczy to także
naszych kopii genów, które w przyszłości mogą trafić do takiej „bezpłodnej
maszyny przetrwania”).
III.
Homoseksualizm
„Poważne dylematy natury etycznej są
przedstawione lepiej w dziełach Szekspira, Tołstoja, Schillera, Dostojewskiego
i George'a Eliota niż w mitycznych opowieściach i moralitetach zawartych w
świętych księgach”
(Christopher
Eric Hitchens - z książki Bóg nie jest wielki. Jak religia wszystko zatruwa)
Homoseksualizm (z greki: homoios -taki sam,
równy, i z łac. sexualis - płciowy), to rodzaj orientacji seksualnej związanej
z trwałym przywiązaniem emocjonalnym i popędem seksualnym do osób tej samej
płci. Temat ten w ostatnim czasie był bardzo popularny w mediach, a obecnie
małżeństwa homoseksualne są legalizowane np. w Wielkiej Brytanii. Wciąż jednak
są ludzie, którzy uważają, że homoseksualiści to osoby pozbawuine
jakkichkolwiek norm moralnych i społecznych, co nie ma najmniejszego poparcia w
badaniach. Należałoby również nadmienić, że homoseksualizm żeński
(fakultatywny) różni się od męskiego gdzie partnerzy mają obligatoryjny pociąg
do osób płci męskiej.
I w takim tonie, jak cytat Christophera
Hitchens’a chciałbym zacząć, bo przede wszystkim należy wziąć pod uwagę, że święte
księgi Chrześcijaństwa, Judaizmu czy Islamu w bardzo wielu przypadkach mijają
się z prawdą. Dzięki samej etyce jesteśmy już w stanie rozwiązać ten problem.
Jednak chciałbym przedstawić, co do dodania w tej dyskusji ma socjobiologia.
Część
osób twierdzi, że istnieje jakieś wyższe prawo, niezmienne i stałe. I ciężko
się z tym nie zgodzić, tyle, że takim prawem nie są prawa boskie, lecz „prawa
natury” (a jak wiemy natura ma to do siebie, że się zmienia). A skoro jesteśmy
przy naturze, to czy w przyrodzie występują akty homoseksualne, czy tylko człowiek
posiada taką niepotrzebną fanaberię świadczącą o jakiejś chorobie umysłowej czy
pewnego rodzaju niepełnosprawności (jak to sugeruje część przeciwników)? W
świecie zwierząt akty homoseksualne nie są wcale rzadkie, bo udokumentowano je
u ok 1500 gatunków. Przykład, który przytoczyłem we wstępie, to przykład
szympansa Bonobo (Pan paniscus), gdzie
około 75%! aktów seksualnych to stosunki homoseksualne. Większość ich zachowań
nie jest więc prokreacjonistyczna (związana tylko z prokreacją). Bonobo tym
sposobem ustalają swoją pozycję społeczną, rozwiązują problemy, a nawet witają
się. Wydłużony czas aktywności seksualnej i częstotliwość samych stosunków
upodabnia szympansy karłowate (bonobo) do zachowań ludzkich, gdzie większość
stosunków nie służy rozpłodowi. Nie rzadkie wśród naszej populacji są stosunki
homoseksualne, gdzie oboje partnerów nie muszą być homoseksualni jak np.
Antyczna Grecja, Rzym (związane z statusem społecznym) bądź współczesne Indie,
gdzie nienazywa się takich stosunków homoseksualnymi, lecz z ang. „Men Having Sex with Men” (mężczyzna uprawiający seks z
mężczyzną).
W Indiach, aby móc się ożenić, mężczyzna musi dysponować majątkiem i
ugruntowaną pozycją społeczną, natomiast samo małżeństwo jest istnym
obowiązkiem społecznym. Do czasu zdobycia odpowiedniego statusu, młodzi hinduscy
mężczyźni mieszkają ze sobą i wzajemnie pomagają zaspokajać swój popęd
seksualny, przy czym po osiągnięciu wymienionych (status społeczny, majątek)
celów żenią się z kobietą. Podobne homoseksualne stosunki mają miejsce w
więzieniach i służą w skrócie pokazaniu dominacji i ustalaniu pozycji (jak u
bonobo), a niekoniecznie świadczyć o czystym pociągu do osób tej samej płci.
Ciekawym
przykładem związanym z możliwościami opieki przez pary homoseksualne może być
para pingwinów antarktycznych (Pygoscelis
antarcticus), która została zaobserwowana w Zoo w Central Parku.
Były to dwa samce, które zaczęły wysiadywać wspólnie kamień (takie obserwacje
są częste u różnych gatunków ptaków np. u mew). W ramach eksperymentu zamieniono
kamień na prawdziwe pingwinie jajo. Owej homoseksualnej parze pingwinów udało
się z sukcesem doprowadzić do wyklucia pisklaka, a także wychować go w sposób
nieodbiegający od żadnej innej heteroseksualnej pary pingwinów. U ludzi taki
mechanizm adopcji dzieci przez pary homoseksualne może zwiększać ich szansę na
osiągnięcie dorosłego wieku (kiedy naturalni rodzice nie podołali obowiązkowi
albo zginęli). Następnie wychowane przez nich dzieci, w ramach odwdzięczenia
się, mogłyby im pomagać.
Jakie
jednak jest podłoże homoseksualizmu? Czy można to wyleczyć? U owiec 8%
osobników preferuje tylko kontakty homoseksualne. Dodatkowo zaobserwowano u
nich różnice w budowie mózgu. Wyniki przeprowadzonych badań na mózgu gejów,
opublikowanych w „Science” wskazują, że trzecie jądro podwzgórza INH3 u gejów
jest znacznie mniejsze niż u mężczyzn heteroseksualnych (S. LeVay), a spoidło
mózgowe przednie u mężczyzn homoseksualnych jest o 18% większe niż u
heteroseksualnych kobiet i o 35% większe niż u mężczyzn heteroseksualnych (LS.
Allen, RA. Gorski). Wskazuje to zatem na podłoże w różnicach anatomicznych. Jak
wskazują badania genetyczne, podłoże homoseksualizmu może tkwić także w
niefortunnej kombinacji naszych genów (niefortunnej, bo ograniczają płodność i
zdolność reprodukcyjną swojej „maszyny przetrwania”). Za taki stan rzeczy
odpowiada wiele genów rozrzuconych po naszych chromosomach. Wykazano, że
podobne obszary genetyczne są dzielone przez większość osób homoseksualnych (nie
stwierdzono ich jednak u wszystkich badanych, a dodatkowo część
heteroseksualistów miała również wspólne kombinacje genów na podobnych obszarach
chromosomów). U bliźniąt jednojajowych taki sam wybór tożsamości homoseksualnej
został stwierdzony w 52% przypadków, u bliźniąt dwujajowych 22%, zaś u zwykłego
rodzeństwa 9,2% (JM. Bailey, RC. Pillard.). Sugeruje
nam to, że homoseksualizm może mieć podłoże genetyczne (albo chormonalne), a
zjawisko to występuje w niemal wszystkich ludzkich kulturach.
Z
poziomu genów, zjawisko homoseksualizmu, jak wspomniałem wcześniej, ma niekorzystny
wpływ na zdolności reprodukcyjne organizmu. Pozwala to odnieść większy sukces
ewolucyjny parom heteroseksualnym (więc tym bardziej powinno nam zależeć na
legalizacji takich związków) - dzięki temu więcej kobiet będzie bez partnera,
więc potencjalnie łatwiej będzie znaleźć partnerkę. Dlaczego jednak
homoseksualizm może być „stabilny ewolucyjnie”? Wiadomo, że na świat przychodzi
więcej chłopców niż dziewczynek i część z nich może nigdy nie znaleźć
partnerki. Homoseksualizm może więc być sposobem na zmniejszenie tej
nieprawidłowości (doprowadzić do bilansu płci na poziomie ~50% / 50%). Homoseksualizm może być również
ewolucyjnie stabilny dzięki zasadzie dostosowania łącznego. Mimo braku
możliwości spłodzenia własnego potomstwa, może pomóc rodzicom wychowywać swoje
rodzeństwo, dzięki czemu zwiększa ich szansę na osiągnięcie wieku
reprodukcyjnego. Po osiągnięciu przez nie dojrzałości płciowej mogą odnieść
większy sukces rozrodczy, pozwalając tym samym na dyspersję wspólnych kopii
genów. Takie zachowania były obserwowane u ptaków, choć doskonałym przykładem
zysku przez dostosowanie łączne jest sukces owadów społecznych np. mrówek albo
pszczół (gdzie tylko jeden osobnik się rozmnaża). Wyobraźmy sobie również, że
osobnik homoseksualny zainteresowany tylko swoją płcią nie stanowi zagrożenia
dla osobników heteroseksualnych, przez co nie zwracaliby oni na nich specjalnej
uwagi (nie traktując ich jako konkurentów do rozrodu). Pozwoliłoby to osobnikom
homoseksualnym na zbliżenie się do samicy i przekazanie swoich genów dalej.
Homoseksualizm pozwala również na zacieśnianie więzów społecznych - pozwala to
społeczności takiej jak ta, tworzona przez nas, lepiej funkcjonować. Dodatkowo,
jeśli moje geny moga mieć większą szansę na rozprzestrzenienie swoich kopii, to
tym bardziej powinno mi „zależeć”, na istnieniu zjawiska homoseksualizmu u
innych osobników.
„Pomyśl tylko - tryliony organizmów kręcących
sie dokoła, każdy pod hipnotycznym działaniem jedynej prawdy, wszystkie te
prawdy identyczne i wszystkie logicznie sprzeczne ze sobą: Moje dziedziczne
tworzywo jest najważniejszym tworzywem na Ziemi; jego przetrwanie
usprawiedliwia twoją frustrację, ból, a nawet śmierć. I ty jesteś jednym z tych
organizmów, i przeżywasz swoje życie w niewoli logicznego absurdu.”
(R. Wright - Moralne zwierzę).
Przedstawiony temat porusza kwestie trudne,
określane wręcz czasem mianem niewygodnych (eutanazja, in vitro,
homoseksualizm), o których część ludzi woli nie dyskutować, bądź też nie
wiedzieć. Socjobiologia i jej argumenty są często trudne do akceptacji gdyż odzierają
człowieka ze „świętości”, jednak to właśnie pozwala na używanie jej, jako
pewnego modelu w dyskusjach etycznych. Należy przyjąć więc, że socjobiologia ma
tę przewagę nad etyką, socjologią, religią etc., iż odwołuje się do faktycznego
stanu funkcjonowania Homo sapiens, dociera
do „sedna naszej egzystencji”. Same teorie socjobiologiczne nie wartościują
naszych zachowań i nie decydują o ich słuszności, mogą natomiast odpowiedzieć
nam skąd się wzięło dane zjawisko, dlaczego może się ono utrzymywać w populacji
i jaką wartość przystosowawczą może pełnić. Należy pamiętać, że ewolucja nie
jest ani dobra ani zła, tak samo jak i nasze geny, którym zależy na jak
największej dyspersji i byciu „nieśmiertelnymi”. Z tego też powodu przyjąłem
stanowisko redukcjonistyczne i podjąłem próbę określenia tych zjawisk na
podstawie ich zysków i strat.
„Niektórych wyborów dokonujesz sercem, innych
głową, ale kiedy się wahasz zawsze wybieraj głowę - to ci uratuje życie”
(Laurell K. Hamilton - z książki
Pocałunek ciemności)
Jest
jeszcze jedna teoria, która może wtrącić swoje przysłowiowe trzy grosze do zagadnienia
„samolubnego genu” – memetyka - czyli teoria, według której informacja kulturowa
zawarta w memie, będącym jej replikatorem zachowuje się analogicznie do genów. Ewolucja
kultury będąca silnie powiązana z ewolucją biologiczną z zasady będzie dotyczyć
podobnych aspektów, jak zdobywanie pożywienia, bezpieczeństwa czy rozmnażania.
Nie można więc wykluczyć wpływu memów na dyskusje etyczne które istnieją jako idee
w przekonaniach przeciwników jak i zwolenników, i przenoszonych niczym wirusy
między kolejnymi umysłami, „ewoluując” znacznie szybciej niż jednostka genowa.
„Zostaliśmy zbudowani jako maszyny genowe i wychowani
jako maszyny memowe, ale dana jest nam siła przeciwstawiania się naszym
kreatorom. My, jako jedyni na Ziemi, możemy zbuntować się przeciwko tyranii
samolubnych replikatorów.”
(R. Dawkins – Samolubny gen)
I
tak jak ubrał to w słowa Dawkins, uważam, że możemy wznieść się ponad czysty
darwinizm. Być może obecnie, jako jedyne organizmy na świecie, aktami
wspaniałomyślności, wrażliwością czy wiedzą jesteśmy w stanie uzyskać nową
„jakość” ewolucyjną. Każdy z nas rodzi się z pewnym „kodeksem moralnym”, który
jest uzupełniany w trakcie naszego rozwoju i to ta osoba, która podejmuje
ciężką decyzję etyczną będzie rozliczać się przed samym sobą przez swoje
sumienie. Tak długo, jak nie jest to związane z cierpieniem osób postronnych,
część decyzji powinna być podejmowana przez człowieka, a nie wiarę czy prawo.
„Jakąkolwiek drogę obiorę, gwiazda, która mnie
wiedzie, jest we mnie, gwiazda i kompas wskazujący drogę. Wskazują tylko jeden
kierunek. Wskazują na mnie.”
(Ayn Rand - z książki Hymn)
Uważam,
że nie wyczerpałem tematu tak bardzo jak bym tego chciał, jednak w chwili
zauważenia faktu, iż esej rozrasta się do większych rozmiarów, niż początkowo
planowałem, starałem się skracać swoje wypowiedzi. Przez to mogą się one
wydawać trochę niedokończone, czy też lekko chaotyczne. Słowem zakończenia -
jak starałem się to przedstawić powyżej, socjobiologia może jak najbardziej
stanowić argument i pomoc w rozwiązywaniu problemów etycznych współczesności.
Prezentuje kolejną odsłonę wrażliwych, ale jakże ważnych zarazem dla człowieka
współczesnego tematów.
28 year old Quality Control Specialist Isahella Capes, hailing from Gravenhurst enjoys watching movies like Catch .44 and Woodworking. Took a trip to Fernando de Noronha and Atol das Rocas Reserves and drives a GM Futurliner. zajrzyj tutaj
OdpowiedzUsuńkancelaria prawna rzeszow hetmanska
OdpowiedzUsuń